Kiedy
byłam małą dziewczynką, do mojego miasta co jakiś czas
przyjeżdżał cyrk albo karuzele. Teraz raczej te drugie nie
zjawiają się, a szkoda, bowiem mogłaby to być niemała atrakcja
dla dzieciaków. Jednak cyrk niejednokrotnie do nas zawitał. Moją
obecność w tym szczególnym namiocie mogę policzyć na palcach
jednej ręki, bowiem takie wyjście zawsze wiązało się z dość
dużym wydatkiem. A z drugiej strony, jakoś nie szczególnie
zachwycały mnie występy akrobatów nawet jak byłam kilkulatką.
Czy
coś teraz się zmieniło?
W
cyrku byłam dwa razy ze swoją siostrzenicą. Pierwszy raz, to był
cyrk Warszawa i zdjęcie powyżej właśnie wykonałam podczas
jednego z występów akrobatycznych. Emilka otrzymała bilet w
przedszkolu, na którym oprócz zdjęcia klowna oraz daty i miejsca
występu nie było nic. Czyli zero ceny i informacja, że dzieci do
(chyba!) 10 lat mają wstęp wolny. Oczywistym jest, że taki
pięciolatek potrzebuje opiekuna, jednak kwota za jego wejście jest
nieznana. I nadchodzi dzień, kiedy bierzesz dziecko do tego cyrku,
żeby chociaż raz zobaczyło takie widowisko i pytasz się w kasie
ile za bilet, i słyszysz 50 zł. Pięćdziesiąt złotych! I już
wszystko jasne, bo teraz nie wycofasz się, nie powiesz dziecku, że
jednak nie pójdziecie i nie obejrzycie tego pieska i gołąbków i
innych węży. Kupujesz bilet i czekasz na ten piękny występ.
Piękny
występ dla mnie nie jest zupełnie piękny. Czasami mam wrażenie,
że artyści nie starają się do końca i pasja już w nich wygasła.
Niejednokrotnie widziałam błędy na arenie i potknięcia i sobie
myślałam za co się płaci? Co prawda, dziecko patrzy
zafascynowane, jednak już dorosły nie do końca może się cieszyć.
Niestety, podchodzę do cyrku bardzo sceptycznie, nie widzę w tym
czymś potencjału ani większej atrakcji. Dla mnie to jedynie branie
kasy za dwugodzinny show, który nie zawsze jest dedykowany
dzieciom, a starszy za bardzo bawić się na nim nie będzie.
Kolejny
nasz raz w cyrku był jak dla mnie totalną porażką i złamanego
grosza za warunki sceniczne bym nie dała. Nie pamiętam już
dokładnie nazwy tego cyrku, jednak występowali w nim również
finaliści (albo półfinaliści?) programu Mam talent i ta
wzmianka bardzo przyciągała widzów. Na bilecie już cena się
pojawiła i okazała się bardzo przystępna, bo nie było to 50zł
tylko o połowę mniejsza suma. Co mnie najpierw zirytowało?
Ustawienie widowni. Zwykłe plastikowe krzesełka ułożone na jednym
poziomie. Scena nieco wyżej z wgłębieniem. Dla osób, którym
trafiły się miejsca po bokach (ja akurat do takich należałam)
niektóre skecze i atrakcje były niemożliwe do obejrzenia, gdyż
działy się w głębi sceny. Dzieci się irytowały, bo nic nie
widziały i musiały stać na swoich siedzeniach, a dorośli jeszcze
bardziej się irytowali i psioczyli pod nosem. Już wiem, czemu bilet
był taki tani.
Tak
naprawdę post ten powstał ze względu na to, że w ubiegłą środę
do mojego miasta znów zawitał cyrk i miałam się wybrać na niego
z siostrzenicą. Z biletu oraz plakatów wynikało, że atrakcji
będzie sporo, bowiem nawet występować miały lwy. Oczywiście cena
została pominięta i o wszystkim można było dowiedzieć się
dopiero w dniu przedstawienia. Siedemdziesiąt złotych miała płacić
osoba dorosła. Dla mnie to już zbyt dużo, zważywszy, że
poprzednie dwa wyjścia tego typu nie były zbyt atrakcyjne dla mnie.
Zrezygnowaliśmy, bo wydawać majątku na cyrk objazdowy nie warto.
Zdaję
sobie sprawę, że Ci ludzie muszą z czegoś żyć, że zwierzęta
trzeba wykarmić. Naprawdę mam te wizję przed oczami. Jednak
mniejsza cena za wstęp ucieszyłaby więcej osób i więcej ludzi
poszłoby na przedstawienie, prawda?
Pamiętam, że jak byłam mała lubiłam chodzić do cyrku, ale też do czasu, bo potem wszystko mi się znudziło. Na całe szczęście (albo i nie) w mojej rodzinie na ten moment nie ma dzieci, które by do takiego cyrku chciałaby pójść. Choć mówiąc szczerze wolałabym dziecko zabrać w jakieś inne miejsce zamiast do objazdowego cyrku, gdzie również przyjemnie spędzi czas.
OdpowiedzUsuńSama lubiłam cyrk do czasu, aż jako kilkuletnia dziewczynka zostałam "oszukana" :D Mianowicie w występie miał brać udział tygrys. No i faktycznie brał, tyle że był nim facet w przebraniu. Od tej pory unikam cyrków ;)
OdpowiedzUsuńja już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w cyrku :( może w tym roku mi się uda. Cena - pieniądze zawsze stoją na przeszkodzie :)
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie byłam w cyrku, ale teraz nie przekonuje mnie to. Jak sobie myślę o tych zwierzakach itp. to aż mi smutno. Jednak kiedyś to była wspaniała atrakcja :)
OdpowiedzUsuńStanowczo za wysoka cena, a zwierząt mi szkoda. Wolałabym je oglądać już w zoo czy na wolności. Nie przepadam za cyrkiem ostatnio.
OdpowiedzUsuńW cyrku byłam może dwa razy w życiu, ale nie byłam zachwycona. Przy czym wtedy bardziej skupiało się to wszystko wokół wystąpień ludzi. Zwierząt było niewiele (na szczęście!).
OdpowiedzUsuńJeeeejku, cyrk to element dzieciństwa... ;) Wydaje mi się, że gdybym miała możliwość, do poszłabym do niego ;)
OdpowiedzUsuń