Przejdź do głównej zawartości

VIOLETTA: KONCERT (2014)


Jakiś czas temu pisałam, że byłam na koncercie Violetty wraz ze swoją siostrzenicą (Violetta to jedna z gwiazdek Disney Channell - informacja dla tych, którzy nie są w temacie). Oczywiście byłyśmy w kinie na nakręconym widowisku, a nie koncercie na żywo. 

I stwierdziłam, że podzielę się z Wami swoimi małymi przemyśleniami i wrażeniami odnośnie tego wyjścia. 


Jako pierwsze, chciałabym poruszyć kwestie organizacyjne oraz montażowe owego koncertu. Kiedy przeglądałam oferty kin, w jednym znalazłam jedynie wersję z napisami, a w drugim z dubbingiem. Rzecz jasna wybrałam tę drugą opcję, ze względu na to, że EmKa ma siedem lat i mogłaby jeszcze nie nadążyć za zbyt szybko przewijającymi się napisami. Okazało się już w trakcie seansu, iż wersja jest jednak z napisami, co mnie lekko zdziwiło jak i zirytowało. Przeglądając później stronę kina, informacja o wersji językowej została zmieniona - co na szczęście świadczy o ich profesjonalizmie. Nie zmienia to faktu, że zostałam lekko oszukana. nie rozumiem tego, dlaczego koncert, na którym będą same dzieciaki w wieku wczesnoszkolnym, jest z napisami. Powinno się robić do takich produkcji dubbing. Dla mnie to jest oczywiste. a dla Was?


Niespodzianka dla siostrzenicy udała się w stu procentach, co tylko cieszyło moje oko. Pomagałam Emce w czytaniu dłuższych kwestii, bo z tymi krótszymi dawała sobie świetnie radę. Uciszałam ją średnio co dziesięć minut, bo zbyt głośno śpiewała razem z występującymi na scenie. Wszystkie z piosenek były nam dobrze znane. Tak, jestem w temacie jeżeli chodzi o ten serial dla dzieci oraz piosenki. Gdybyście słuchali ich codziennie w kółko, również byście byli na bieżąco. Jednak muszę stwierdzić, iż utwory są wpadające w ucho, bardzo przyjemne i dobrze wykonane. Nie ukrywam, że sama na owym widowisku bawiłam się świetnie i przeżywałam kolejne interpretacje piosenek. 

Sądzę, że koncert ten, jest naprawdę piękny. Podobała mi się scenografia, z jednej strony prosta, z drugiej - z wieloma zaskakującymi dodatkami, jak na przykład wysuwającym się diamentem. Bardzo przypadła mi do gustu huśtawka ozdobiona liśćmi i kwiatkami, zrobiła niesamowicie romantyczny klimat, zwłaszcza, że na niej swoją piosenkę wykonywali Leon i Violetta. Cieszę się, iż koncert pozostawał całkowicie w temacie serialu, iż nie było w nim czegoś całkowicie nowego i opowiadał historię, którą dzieciaki dobrze znają z ekranu. Jednocześnie, w materiałach dodatkowych pokazano wykonawców ze swojej prawdziwej, codziennej strony - a takie rzeczy lubię najbardziej. 

Oprócz tego, iż koncert okazał się wersją z napisami jest jeszcze jedna rzecz, która mnie irytowała podczas spektaklu. O ile lubię, gdy każda piosenka opowiada swoją historię a wykonawcy zmieniają w miarę często stroje, o tyle nie mogłam znieść niektórych stylizacji Violetty. Jej kosmiczne buty oraz zbyt duże gorsety mnie bardzo mocno denerwowały. Nie mam pojęcia kto jej pozwolił występować w czymś takim! Reszta dziewczyn miała naprawdę piękne stroje, skromniejsze, ale również bardzo sceniczne i efektowne. Najbardziej przypadły mi do gustu stylizacje Ludmiły, dziewczyna w każdej kolejnej odsłonie podobała mi się jeszcze bardziej. Natomiast główna postać, Violetta znacznie ładniej prezentuje się w zwykłych, prostszych sukienkach, które dodają jej dziewczęcego look'u. 



Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć z siostrzenicą na takim koncercie. Wiem, że sprawiłam jej dużo radości, a sama też dobrze się bawiłam podczas seansu. Jestem osobą, która lubi tego typu widowiska i obok cięższych utworów i wykonawców, równie świetnie potrafię bawić się przy utworach np. Jonasów. Serio, serio, nie mam z tym żadnego problemu!

Komentarze

  1. Najważniejsze, że prezent się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama często oglądam "Violettę" do obiadu, bo akurat leci, gdy siadam do stołu po powrocie do szkoły. Piosenki są chwytliwe i wpadają w ucho, to prawda, ale sama osoba Violetty bardzo mnie denerwuje. Również przyczepię się do jej strojów - skąd styliści je biorą? Czasami ta dziewczyna wygląda jakby urwała się z choinki. Na ten "koncert" bym nie poszła, chyba że z siostrzenicą czy młodszą kuzynką, tak jak Ty.
    Mimo że mam 18 lat też uwielbiam Jonasów, mają taką sympatyczną muzykę, a do 15 roku życia byłam ich ogromną fanką, kupowałam płyty, oglądałam koncerty w Internecie i szukałam świeżyć nowinek :D Teraz mi przeszło, ale ich muzyki dalej lubię słuchać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ah też bym chciała taki prezent zrobić siostrzenicy, ale niestety nie ma na to szans :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*

Zobacz również:

YOU | SERIAL A KSIĄŻKI

W ubiegłym roku na Netflixie pojawił się serial You , który wciągnął bardzo wiele osób w swoją historię. Ja go obejrzałam dopiero po przeczytaniu książki i był to jak dla mnie bardzo dobry krok. Nieświadomie odłożyłam oglądanie na później nieświadomie, że jest to serial na podstawie książki właśnie. Książkę przeczytałam, serial obejrzałam i chciałam Wam o tym napisać, chciałam porównać te dwie rzeczy. Ale odkładałam tekst i jakoś zwątpiłam w sens, aż tu nagle pojawił się drugi sezon. Słyszałam opinie, że jest lepszy od pierwszego, zaczęłam więc oglądać. Ale kiedy Ukryte ciała do mnie dotarły, porzuciłam Netflixa, aby jednak najpierw sprawdzić treść powyższego tytułu. I to również był dobry krok. Postanowiłam napisać troszkę o swoich odczuciach o serialu, trochę go porównuję do książek, bo jest to jednak ważne. Moje zdanie o Ty i Ukrytych ciałach  znajdziecie na blogu, zatem zachęcam do lektury. Już teraz mogę Wam powiedzieć, że jako zwykły oglądacz serialu jestem zawiedziona fak

KRAINA LODU (2013)

USA | ANIMACJA/FAMILIJNY/PRZYGODOWY | 2013 Dzisiaj sięgnę do Oskarowej półki. Jak wiadomo chyba wszystkim, animacja Kraina Lodu zdobyła dwa Oskary. I myślę, że jest godna uwagi i czasu jej poświęconego. Sama jak dotąd bajkę tę oglądałam trzy razy i bardzo ją polubiłam. Uważam, że historia jest przejmująca, poruszająca, a muzyka w niej zawarta dodaje tego wyjątkowego klimatu.

STANY OSTRE. JAK PSYCHIATRZY LECZĄ NASZE DZIECI | MARTA SZAREJKO

  O Stanach ostrych Marty Szarejko wspominałam przy okazji podsumowania roku 2021, jednak dopiero teraz, w kwietniu, postanawiam na temat tego tytułu nieco Wam napisać. Super, jestem z siebie bardzo dumna… Szarejko na początku nie chciała pisać o psychiatrii dziecięcej, dlatego, że w żaden sposób temat jej nie dotyczył. Okazało się jednak, że to, co uważała za minus, okazało się ogromnym plusem jej położenia, bowiem nie podchodziła do tematu tak samo emocjonalnie jak podchodziłaby matka. Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci to książka o poziomie szpitali psychiatrycznych w Polsce, o ich nierentowności i niewydajności. Jest źle, to jakże podnoszące na duchu przesłanie można wynieść z lektury. Autorka rozmawia z pracownikami i dyrektorami placówek w różnych częściach kraju, dowiaduje się wielu ciekawych, chociaż dołujących rzeczy, a tą wiedzą dzieli się z czytelnikami. Na pewno mnie przeraża to, że w szpitalach nie ma miejsc, że dzieci śpią na dostawkach do dostawek, pokątn