Uwierz
w Mikołaja to była dla mnie taka książka, która miała
uratować troszeczkę moją wiarę w twórczość Magdaleny
Witkiewicz. Po średnim, a nawet kiepskim Ósmym cudzie świata zwątpiłam, że książki autorki są dla mnie. Jej duet ze Stefanem Dardą też jakoś szczególnie nie przypadł mi do gustu, a
dokładnie ta część, którą się akurat autorka zajmowała. Zatem
pomyślałam Okej dam jej jeszcze jedną szansę. Sięgnęłam
Po Uwierz w Mikołaja i uwierzyłam...
W
związku z tym, że jest to książka świąteczna, ma być
klimatycznie i troszeczkę magicznie, nie będę wchodziła w
szczegóły czy coś było bardziej czy mniej prawdopodobne,
bo ilość tych zbiegów okoliczności jest tutaj duży, ale myślę,
że w takich książkach, to nie jest aż tak ważne. Najważniejsza
jest historia świąteczna. Chociaż nie zawsze jest kolorowo.
Główna
bohaterka, Agnieszka, co roku razem z babcią obchodzi hucznie Święta
Bożego Narodzenia. Jest mnóstwo światełek, choinka, bombki,
ciasteczka, ogólnie cud miód i orzeszki. W tym roku miało być
jednak inaczej, co zdziwiło główną bohaterkę, bowiem babcia
napisała, że w tym roku jej wnuczka powinna spędzić święta
sama, a raczej ze swoimi przyjaciółmi. O nie, tak przecież być
nie mogło - dziewczyna spakowała się i tradycyjnie pojechała
do babci, gdzie zastała pusty dom. Pech tak chciał, że w nocy
dopadła ją śnieżyca i na drugi dzień nie mogła wyjechać z domu
babci. Jakież było jej zdziwienie, kiedy oprócz ogromnej ilości
śniegu spotkała na swojej drodze Mikołaja. Mikołaja w swoim
świątecznym stroju, który ostatnią noc przespał w stodole. Owy
Mikołaj naprawdę nazywał się Mikołaj i był bratem jej
najlepszej przyjaciółki, Marty. Wcześniej spotkali się
kilkukrotnie ale szybciej ten związek się zakończył nim
się zaczął. Dziewczyna nie chciała mieć z nim nic wspólnego,
bowiem chłopak był kobieciarzem, jak się okazało, i uważała, że
ten nie jest wart jej uczucia. W tej trudnej dla niego sytuacji,
kiedy nie miał jak się dostać do własnego domu, przyjęła go i
nakarmiła. Na szczęście babcia zawsze ma tyle jedzenia jakby
szykowała się, że właśnie ktoś utknie w jej domu na co najmniej
miesiąc. I bardzo dobrze.
A
co z babcią?
Okazało
się, że babcia chcąc sięgnąć po pewne rarytasy spadła z
krzesła, złamała nogę i trafiła do ośrodka Happy End aby
dojść do siebie. W owym ośrodku mieszka naprawdę różnorodna
ilość osób, każdy jest specyficzny, ze swoimi przyzwyczajeniami.
Ogólnie wesoła gromadka. Jest to placówka prowadzona przez mamę
Mikołaja i Marty.
To
nie koniec bohaterów tej książki, bo jest ich jeszcze kilku. Jest
tata Mikołaja i Marty. Jest też ich mama. Jest pewien pan policjant
o gołębim sercu. A także kobieta wychowująca swoją kilkuletnią
córeczkę, Zosię, zmagająca się z partnerem alkoholikiem i
ogólnie nie ciekawą sytuacją rodzinną. I kobieta ta pracuje w
domu właścicielki ośrodka Happy End.
Jak
teraz tak sobie myślę, to w ilości bohaterów, ich charakterach,
sytuacjach życiowych można się pogubić. Ale to tylko pozory. Tak
naprawdę czyta się tę książkę naprawdę dobrze, bo te
wydarzenia tak ładnie na siebie nachodzą, są fajnie chronologiczne
napisane, i można się zżyć z tymi wszystkimi bohaterami. To nie
jest tak, że jest ich za dużo, czy jest to zbyt ogólna książka...
o nie. Właśnie jest ona ciepła, klimatyczna i działająca jak
kocyk, żeby się otulić wszystkimi historiami bohaterów,
troszeczkę zasmucić, nieraz zdenerwować, ale też i
niejednokrotnie pośmiać. Chyba najwięcej radości i śmiechu dają
osoby z ośrodka Happy End. To są starsze osoby, które mają
swoje przyzwyczajenia, które mają jakieś dziwności. Myślę, że
autorka całkiem dobrze oddała charakterystyczne cechy starszych
osób, i nie ma wśród nich postaci, które by w jaki sposób
irytowały czytelnika.
Jak
można też zauważyć, w Uwierz w Mikołaja jest dużo
zbiegów okoliczności. Pomimo tego, że akcja toczy się w kilku
miejscowościach, to bohaterowie spotykają się w różnych
okolicznościach. Wszyscy się znają, i jest ciekawie oraz
emocjonująco. Tak jak wspomniałam, nie można brać całkowicie na
serio tych wszystkich zbiegów okoliczności, choć jak wiadomo świat
jest mały i różne rzeczy mogą się wydarzyć. Trzeba
pamiętać, że jest to książka świąteczna, która rządzi się
swoimi prawami.
Cieszę
się, że – dość spontanicznie – sięgnęłam po kolejny tytuł
Magdaleny Witkiewicz. Bałam się tego spotkania, ale jak widać, nie
było czego. Autorka odzyskała moje zaufanie i jak na razie
pozostaje moją jedyną autorką luźnych, kobiecych książek, które
warto czytać. Witkiewicz ma swój specyficzny styl, taki ciepły
właśnie, a zazwyczaj z jej bohaterami można się zżyć i
utożsamić. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji czytać niczego od
tej pisarki, albo mieliście wątpliwości co do tego konkretnego
tytułu, to zachęcam do zapoznania się z Uwierz w Mikołaja,
bo naprawdę warto ;)
Muszę koniecznie przeczytać tę książkę, nieważne że po świętach, może być nawet w maju :D
OdpowiedzUsuńI to jest dobre nastawienie;) Tę książkę można czytać nawet latem ;)
UsuńMam już tę książkę u siebie na regale, muszę po nią sięgnąć skoro polecasz. Kupiłam ją pod wpływem chwili, więc może w końcu nadszedł jej czas 😁
OdpowiedzUsuńO! To polecam, żeby sięgnąć po nią. Teraz są Walentynki, to też się nada idealnie ;)
UsuńNie planuję jej czytać :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam autorkę, więc kiedyś po tę książkę sięgnę :)
OdpowiedzUsuń