Ostatnio bardzo dużo czytam literatury faktu, dlatego też
postanowiłam sięgnąć po coś innego, dalekiego od moich typowych
wyborów literackich. Nad oceanem czasu to właśnie coś
nowego dla mnie, bo literatura piękna raczej jest przeze mnie
omijana. Niestety, okazało się, że to spotkanie literackie nie
było zbyt udane dla mnie, jednak to nie znaczy, że ktoś może nie
mieć z niego przyjemności. Książka na portalu lubimyczytac.pl ma
wysoką ocenę, bo aż 7,4.
Thorfinn Ragnarson mieszka na wyspie Norday. Jest uczniem niezbyt
gorliwym, bowiem jego największą pasją jest marzenie. Dobrze
czytacie. Chłopak większość swojego czasu przeznacza na
wyobrażanie sobie różnych przygód i bujanie w obłokach.
W książce przedstawiona została codzienność chłopca oraz życie
mieszkańców wyspy. Przeplata się ona z historiami snutymi przez
Thorfinna, które zaskakują swoją różnorodnością. Mój problem
z tą powieścią polega na tym, że nie umiałam się w nią wczuć,
zaangażować. Nie odczułam żadnego punktu zaczepienia, głównej
myśli wiodącej. Być może trafiłam na nieodpowiedni moment dla
powyższego tytułu, z drugiej strony – nie zawsze muszę odnaleźć
wytłumaczenie dlaczego dana książka mi się nie podobała. George
Mackay Brown, autor, nie stworzył dla mnie zachęcającego świata,
a jego styl wydał mi się lekko toporny.
Szkoda. Nie lubię, kiedy książka nie trafia w mój gust, nie daje
mi przyjemności. Jednak jest ona doceniana przez czytelników, stąd
wysoka ocena. Świadczy to tylko o tym, że nie wszystko musi się
każdemu w ten sam sposób podobać. I przy tej myśli zostańmy.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*