Już
od dłuższego czasu przymierzałam się do napisania tego wpisu.
Hamował mnie wzmożony brak czasu a także pomysłu na złożenie
wszystkich swoich myśli, związanych z moim majowym wyjazdem, w
całość. Podczas zwiedzania niektórych obiektów robiłam notatki,
aby móc nieco informacji Wam przekazać. Jednak nie fakty tutaj są
najważniejsze, ale moje odczucia, przynajmniej tak właśnie mi się
wydaje. Podejrzewam, że dzisiejszy post będzie miał sporą
objętość, więc życzę wszystkim chętnym powodzenia! Zatem...
Mój
trzydniowy wyjazd był wycieczką zorganizowaną, więc nie miało
miejsca żadne improwizowanie, tylko realizowanie planu razem z
innymi wycieczkowiczami. W pierwszym dniu zwiedziliśmy Sandomierz,
który kojarzy się większości osób z serialem Ojciec
Mateusz.
Ja tutaj odbiegam od reszty, bowiem nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek widziała ową produkcję dłużej niż jakieś pięć
minut. Niemniej jednak, przewodnicy w tym mieście nawiązywali do
księdza
Mateusza,
a także jest tutaj kawiarnia u
Plebana.
Gdybym miała określić w dwóch słowach Sandomierz, byłyby to
kościoły
i kawiarnie.
Jedne znajdują się obok drugich. Znajdziemy tutaj także budkę z
pysznymi i ogromnymi zapiekankami; oczywiście skusiłam się na
jedną i nie pożałowałam, nawet jak trochę z niej wylądowało na
moich spodniach [normalne u mnie!]. Miejscowy ryneczek zachęca
turystów do zakupu pamiątek i innych bibelotów, na szczęście
sama jestem odporna na tego typu zachęty. Z okazji Pierwszego Maja
na rynku była trzymana warta rycerska przy pomniku Matki Bożej
[straż stoi przy pomniku w każdy ciepły weekend], a pięknie
wystrojone dziewczyny sprzedawały sandomierskie krówki.
Sam Sandomierz ma swoją ciekawą historię. Sześć i pół tysiąca lat temu zamieszkiwali tutaj ludzie, w epoce brązu był to szlak na Ruś. Miasto to zostało zdemolowane podczas najazdów tatarskich, a tereny za Wisłą należały niegdyś do Rosji. Do Potopu Szwedzkiego było to ważniejsze miasto w koronie polskiej. Bogate, udzielało bowiem kiedyś pożyczek Królowi i książętom.
Zwiedziliśmy Kościół św. Jacka, najstarszy gotycki kościół w tamtejszych okolicach. Oprócz stylu gotyckiego ma również w sobie coś z renesansu oraz baroku. Wspomniany wyżej święty Jacek założył w Polsce zakon Benedyktynów. Podczas swojej podróży do Rzymu, zachwycił się osobą św. Benedyktyna i założył zakony między innymi w Sandomierzu i Krakowie. Na swojej drodze spotkałam kilku młodych zakonników i zadziwił mnie brak powagi u nich. Być może jest to związane z tym, że wyobrażam sobie powołanych w nieco inny sposób, aniżeli śmiejących się w głos z innymi zakonnicami. Może to miła odmiana?
Oprócz
zwiedzania kościołów z zewnątrz i wewnątrz, przeszliśmy przez
jedną z bram miasta, najwęższą, jaką dotychczas widziałam.
Spacerowaliśmy lessowym wąwozem królowej Jadwigi, został tak
nazwany, ponieważ wspomniana królowa się w nim zakochała i często
w nim przebywała. Również przeszliśmy podziemną trasą
turystyczną [między innymi zobaczyliśmy Komnatę Haliny Krępianki,
Chodnik Straceńców, Komnatę Rycerska], gdzie ujrzeliśmy także
wielką beczkę na wino, w której mieści się 1500 litrów trunku.
Drugi
dzień wycieczki nie był wcale taki intensywny, jak mógłby się
wydawać. Chwilę pobyliśmy w Nałęczowie, w Parku Zdrojowym. Jest
tutaj pijalnia czekolady na gorąco, barek, w którym obok zwykłego
piwa, można kupić to regionalne, zwykłe bądź smakowe, a dla
fanów Bolesława Prusa jest możliwość zwiedzenia jego muzeum.
Kolejnym
punktem dnia, był Kazimierz Dolny. Na rynku grupa miejscowych
tancerzy akurat dawała popis swoich umiejętności, dama z parasolką
kradła ciekawskie spojrzenia, a grupa harleyowców była w centrum
zainteresowania męskiej części turystycznej. Miasto to jest
piękne, a także ma w sobie coś, co może do siebie przyciągnąć,
swoją duszę, jakiś czar. Kazimierz Dolny ma legendę związaną z
kogutem i diabłem, dlatego też co krok można kupić kogucika z
ciasta. Niestety, zanim zrobiłam swojemu zdjęcie, ten już stracił
głowę. W czasie wolnym odwiedziłam z mamą kiermasz książki, na
szczęście jednak oparłam się wszystkim pokusom i nie zakupiłam
żadnej nowej lektury. Natomiast z jednego kiosku wyszłyśmy z
naręczem gazet, między innymi „Shape”,
z nową płytą Ewy Chodakowskiej, ale na ten temat nie ma co się
rozpisywać. ;) Gdybym miała jeszcze jakoś określić to miasto,
nazwałabym je miastem galerii.
Przynajmniej dziesięć naliczyłam przy głównym rynku, a ile
znajduje się w całym Kazimierzu – nie wiem...
Trzeci dzień także sprowadził mnie pod ziemię. A to za sprawą rezerwatu archeologicznego w Krzemionkach Opatowskich. Znajduje się tam dawna kopalnia krzemienia pasiastego. Pani przewodnik opowiedziała nam kilka słów na temat owej kopalni, a także dzięki figurom górników, mogliśmy uzmysłowić sobie, w jak ciężkich warunkach niegdyś wydobywano krzemień. Podziemna trasa wydobywcza, którą można zwiedzić, jest aktualnie dostosowana dla turystów, przed laty oglądano ją czołgając się. Ciekawostką jest to, że w czasie wojny, mieszkańcy wykorzystywali ją jako schronienie, a Niemcy bali się wejść do środka. W czasie, kiedy zwiedzaliśmy rezerwat, organizowany był pokaz, jak żyli górnicy, obejrzeliśmy również ich wioskę...
Na sam koniec pojechaliśmy do Opatowa, gdzie spędziliśmy mniej niż godzinę. Zobaczyliśmy tam jedynie romańską kolegiatę św. Marcina. I właśnie w tym miejscu, mój trzydniowy intensywny odpoczynek się zakończył. Miło go wspominam, zwłaszcza, że pierwszy raz wyjechałam gdzieś ze swoją rodzicielką. Mam nadzieję, że niebawem będę miała okazję na zwiedzenie ciekawego miasta i będę mogła się z Wami podzielić swoimi wrażeniami.
Zazdroszczę wypadu :) Lubię zwiedzać nowe miejsca i poznawać ich historię więc Twoją relację przeczytałam z nutką zazdrości.
OdpowiedzUsuńA ja mam rzadko okazję do zwiedzania, także z tego wyjazdu czerpałam wiele ;)
UsuńZazdroszczę i też lubię być w Sandomierzu. Kocham Sandomierz od 59 lat, wtedy to bowiem zaczęłam tam swoją edukację w "Marmoladzie" I tak mi zostało. Teraz mieszkam daleko od Sandomierza i uważa, że nie ma piękniejszego miejsca na świecie od Sandomierza. Ciągle zazdroszczę tym, którzy tam mieszkają i codziennie mogą oglądać to miasto. Znam każdą uliczkę i każdy zaułek, byłam we wszystkich kościołach ale nie wiem gdzie jest kościół św.Jacka. Na zdjęciu był chyba kościół św. Jakuba ? Szkoda tylko,że w Sandomierzu hotele i inne miejsca "do spania" są takie drogie. Nawet nad morzem w czasie lata można dostać tańsze noclegi. Jest tylko jeden hotel. w którym można dostać względnie tańsze noclegi to FLISAK na Małym Rynku. Pozdrawiam JME
OdpowiedzUsuń