Przestałam się łudzić, że
kiedykolwiek będę na bieżąco z książkami Remigiusza Mroza,
jednak to nie znaczy, że mam zamiar porzucać jego twórczość, bo
jednak pewien sentyment do niej mam. Nieodnalezioną
przesłuchaliśmy wspólnie z mężem podczas jazdy samochodem, bo w
sumie polubiliśmy słuchanie podcastów w trasie, więc czemu
mielibyśmy nie spróbować z książką? Padło na Mroza i było...
specyficznie.
Damian Werner po dziesięciu
latach od swojej osobistej tragedii otrzymał cień szansy na
odnalezienie swojej zaginionej przed laty narzeczonej. Po okrutnej
napaści, Ewa znika i po dekadzie zostaje wyłapana na jednym zdjęciu
na Facebooku. Czy to jest przypadek czy wołanie o pomoc? Tego
właśnie Damian, główny bohater próbuje się dowiedzieć poprzez
firmę detektywistyczną działającą tylko w sieci. Jednak na
mężczyznę czyha niebezpieczeństwo, jest ścigany nie tylko przez
policję za rzekomo popełnione morderstwo.
Drugą narratorką powieści jest
Kasandra, właścicielka wyżej wspomnianej firmy detektywistycznej.
Na pierwszy rzut oka jest ona kobietą z wyższej klasy, może trochę
snobistyczna. Jednak już po chwili, zdanie o niej zmienia się o 180
stopni, tylko ciężko jest mi stwierdzić, czy na lepsze. Ta postać
i jej wybory życiowe w ogóle mi się nie podobały od pewnego
momentu. Zdecydowanie nie polubiłam się z tą kobietą.
Sama historia jest bardzo
wciągająca i angażująca. Czytelnik z zapartym tchem śledzi
toczącą się akcję i zastanawia, dokąd jeszcze może ona go
doprowadzić. Jednak jeśli mam być szczera (a zawsze jestem:), to
wydarzenia po stronie Damiana były lepsze, a te od Kasandry lekko
mnie irytowały (chociaż momentami bardziej niż lekko...). Ale
kreacja tej postaci nie jest taka zwyczajna, bowiem niesie za sobą
pewne przesłanie i myśl społeczną, za co autorowi należy się
duży plus.
Kolejny raz słuchając
audiobooka miałam do czynienia ze świetnie odgrywającymi swoje
role narratorami. Agnieszka Dygant i Dawid Ogrodnik nadali historii
klimatu i charakteru.
Remigiusz Mróz lubi zaskakiwać
i robić ogromny mętlik w głowie czytelnika. Tak samo było w
przypadku Nieodnalezionej. Zakończenie jest zadziwiające, bo
najpierw następuje twist fabularny, aby za moment nadszedł
mindfuck. Przepraszam za to wyrażenie, ale niczego lepszego nie
umiałam znaleźć do opisania tego, co się wydarzyło. Lubię
zaskoczenia w książkach, nieoczywiste zakończenia, ale... w tej
powieści coś mi nie zagrało, jakby to mieszanie było całkowicie
niepotrzebne. Być może Wam się ono spodoba, bo sama fabuła jest
naprawdę dobra.
Druga część cyklu o Damianie
Wernerze już na mnie czeka, chociaż nie jestem przekonana, czy chcę
dowiedzieć się co w niej autor przygotował. Muszę się nad tym
zastanowić.
Komentarze
Publikowanie komentarza
Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*