Aktualnie, tak jak wiele ludzi,
wpadłam w sidła Netflixa, bo tylko na tej platformie oglądam filmy
i seriale. Zawsze też mam nadzieję, że filmy, na których nie
byłam w kinie pojawią się właśnie tam, abym mogła w spokoju i w
pełni legalnie nadrobić swoje zaległości. Dodatkowo, najczęściej
piszę tutaj o ekranizacjach książek lub opowiadań Stephena Kinga.
Te historie, które znałam wcześniej, bo je czytałam, raczej
średnio wypadają, jednak już te wcześniej mi nieznane, mają
całkiem dobry wynik. Dzisiaj napiszę troszkę o W wysokiej
trawie, filmie Netflixa, który powstał w oparciu o opowiadanie
powyższego autora z Joe Hillem.
Rodzeństwo, Becky i Cal są w
trasie i podczas krótkiego postoju na zebranie myśli, słyszą
nawoływanie o pomoc. Chłopiec, Tobin, próbuje dojść do drogi,
jednak zgubił się w wysokiej trawie. Dziewczyna nie waha się,
tylko postanawia pomóc chłopcu, przez co razem z Calem zatapiają
się w labirynt trawy. Jak się można domyślić, nic dobrego ich
nie czeka wewnątrz labiryntu. Są obserwowani, a czas jakby dziwnie
płynie.
Cała historia jest taka...
poprawna, nawet zwyczajna w swej dziwności. Film ogląda się
dobrze, nieraz zaskakuje, jednak nie ma w nim niczego
hipnotyzującego. Okej, widz chce się dowiedzieć o co chodzi, jakie
zagrożenie czyha na bohaterów, jednak nie poczułam się
zaangażowana w losy żadnej z postaci. Natomiast jedna kreacja
zwróciła moją szczególną uwagę, a mianowicie Tobin, czyli Will
Buie Jr. Chłopiec był genialny w swojej prostocie, a niektóre
sceny z nim zrobiły na mnie wrażenie i lekko mnie przerażały.
W
wysokiej trawie to film
ciekawy, ale nie górnolotny. Taki po prostu do obejrzenia wieczorem,
aby miło spędzić czas, ale bez większego zaangażowania w fabułę
i bez rozmyślania nad wydarzeniami.
Komentarze
Publikowanie komentarza
Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*