Obejrzawszy trailer filmu Ciemno, prawie noc i zobaczywszy, że jest to adaptacja powieści
Joanny Bator, nie miałam problemu, aby pójść na seans bez
zapoznania się z treścią książki. Ją nadrobiłam chwilę
później, co dla mnie okazało się idealną kolejnością,
naprawdę.
Z kina wychodziliśmy z mężem w
ciszy, bo obydwoje mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego
komentarza do filmu. Wiedzieliśmy tylko, że nie było to złe,
tylko było inne. Mnie niejednokrotnie bolały sceny widziane na
ekranie, nie mogłam patrzeć, ale i tak to robiłam. W Ciemno, prawie noc odczuwa się trochę (a nawet całkiem sporo)
teatralności, surrealizmu.
Poszukiwałam opinii o filmie i
chyba nie znalazłam zbyt wielu pozytywnych, zwłaszcza ludzie,
którzy mieli za sobą treść książki, krytykowali film. Zatem
musiałam czym prędzej nadrobić swoją zaległość, póki niektóre
sceny były jeszcze wyryte pod moimi powiekami. Szczerze
powiedziawszy, nie rozumiem tak licznych głosów krytyki pod adresem
tejże ekranizacji. Po odłożeniu lektury uznałam, że produkcja
jest bardzo dobrym odbiciem książki.
Oczywistym jest to, że do
ekranizacji, która trwa około dwie godziny, nie da się włożyć
wszystkich wątków i niektóre rzeczy muszą zostać pominięte.
Lepiej jak coś zostanie wymazane z historii niż potraktowane po
macoszemu. I tak właśnie się stało w filmie, gdzie twórcy
skupili się na naprawdę najważniejszych elementach fabuły. Według
mnie, sam klimat z książki został zachowany, co jest niewątpliwym
plusem. Nic nie zostało zmienione ani nic niepotrzebnie dodane, co
bardzo mi się podoba.
Sama książka Bator jest trudna
i specyficzna, a także zawiera dużo bardzo różnych, momentami
irracjonalnych, wątków. Rozumiem głosy dezaprobaty dla filmu
głoszone przez osoby, które nie zapoznały się z oryginałem,
mogły nie wczuć się w klimat, chociaż wydarzenia jak najbardziej
były zrozumiałe. Jednak już krytyka ze strony czytelników
powieści Joanny Bator mnie dziwi, takie osoby musiały wiedzieć na
co idą i czego mogą się spodziewać.
Dla mnie osobiście ekranizacja
Ciemno, prawie noc okazała się naprawdę dobra i godna uwagi.
Jest w niej wszystko co powinno, jest klimat i ból trudnych
wydarzeń. Rzadko kiedy ma się do czynienia z czymś tak
skrupulatnie przerzuconym z książki na ekran.
Tym razem dobrym ruchem z mojej
strony było późniejsze zapoznanie się z lekturą, bo było to
uzupełnienie obrazu, przeżycie go jeszcze raz.
Nie czytałam jeszcze książki, ani nie oglądam filmu, ale na pewno to się zmieni. 😊
OdpowiedzUsuń;)
UsuńNie znam treści, nie byłam też w kinie na tym, ale cieszę się że treść książki zgadza się z treścią filmu. Rzadko coś takiego zauważam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, rzadko spotykam się z tak dobrze przeniesionymi treściami książki na ekran ;)
Usuń