Przejdź do głównej zawartości

AUDIOBOOK, EBOOK CZY KSIĄŻKA TRADYCYJNA?


Całkiem niedawno, dosyć niespodziewanie, w statystykach blogowych pojawiła się informacja o tym, że dużo osób wygrzebało mój tekst o ebookach, czyli o Książkowym materializmie. Dobra, w sumie to nie o ebookach tylko o tym, że ich nie lubię i się do nich nie przekonam. I o tym, że wolę mieć książkę fizycznie, czuć ją w rękach itp. Nadal to wszystko jest aktualne.

Od długiego czasu natomiast przygotowywałam się do napisania czegoś też o audiobookach, bo bardziej aktualny tekst o ebookach powstał dwa lata temu. Dzisiaj będzie zatem o różnych rodzajach przyswajania lektur, bo każdy jest dobry i satysfakcjonujący. Naprawdę. I jest to niesamowite, że tak bardzo moje poglądy na temat audiobooków i ebooków się zmieniły. Bo o ile swój czytnik mam od pięciu lat i różnie te nasze stosunki wyglądały, o tyle audiobooki są moją najnowszą miłością, nieustannie będącą ze mną od roku, a z przerwami to od niemal dwóch lat.

Zaznaczę na początku to, że znam dwa serwisy książkowe, z których korzystam na co dzień, czyli storytel oraz legimi. Raz do roku biorę udział w akcji #czytajpl i loguję się do aplikacji woblink, żeby poszukać dla siebie ciekawej lektury.*



Pomimo tego, że przekonałam się do czytania książek na czytniku (swój Kindle mam od pięciu lat!), a także do słuchania książek, to jestem i chyba na zawsze będę wierna tradycyjnym formom czytania. Będę wierna ciężarowi lektury, kartkowaniu stron i przekładaniu cegiełek w biblioteczce. Nie zmienia to jednak faktu, że codziennie towarzyszą mi audiobooki. Swoje konto na storytel założyłam w grudniu 2018 roku i jest aktywne do teraz i pewnie jeszcze przez lata będzie. Dobrze mi tam, chociaż serwis ma jakieś małe wady, jednak przyzwyczaiłam się do niego i jestem zadowolona z jakości usług. Aktualnie nie wyobrażam sobie codziennych spacerów z córką bez słuchawek w uszach i bez poznawania nowych historii. Również treningi w domu czy na siłowni owocują w „czytane” książki. Kiedyś zdarzało mi się na siłownię brać książkę i czytać na rowerku czy bieżni, serio. Teraz słuchawki są dla mnie wybawieniem.

Zalety słuchania książek i posiadania dostępu do dużej puli książek są proste:

a) duży wybór lektur!

b) bardzo często czytam książki, po które nie sięgnęłabym w tradycyjny sposób, bo nie miałabym na nie czasu. Innymi słowy, rozszerzam swoja strefę komfortu czytelniczego. Ostatnio przesłuchałam O psie, który wrócił do domu albo Koniec gry (tekst na blogu) i pewnie bym ich nie przeczytała tak po prostu;

c) to jest czytanie przy okazji, bardzo często w momentach, kiedy nie miałabym jak czytać w normalny sposób. Bardzo rzadko jednak się zdarza, żebym słuchała specjalnie audiobooka, zdarzyło się to chyba w kilku przypadkach zaledwie. W domu raczej sięgam po książkę tradycyjną albo ebooka, a wyjątkami są sytuacje, kiedy sprzątam czy gotuję, a córka śpi, albo jest z tatą na spacerze;

d) mój mąż niedawno wysłuchał Wyrwy Wojciecha Chmielarza, którą mu poleciłam. Również jej słuchał przy okazji, podczas biegania czy rolek, a do fizycznej lektury pewnie długo by nie usiadł;

e) można słuchać razem! Dawno co prawda tego nie robiliśmy, ale wcześniej w aucie słuchaliśmy różnych rzeczy, wykładów, wywiadów a nawet książek. Dobra, była jedna tylko książka – Nieodnaleziona Remigiusza Mroza. Ale się liczy, przesłuchaliśmy razem;)

Kiedyś nie traktowałam audiobooków jako pełnowartościowych książek, na które trzeba poświęcić czas. A przecież produkcje nieraz trwają naście godzin (jak nie kilkadziesiąt!). Niedawno skończyłam Anioła stróża Deana Koontza i w normalnym czasie słuchania, trwa on ponad 16 godzin, a z moim trybem 11! To szmat czasu. Na audiobooki można jednak znaleźć czas przy okazji, ja robię to właśnie podczas spacerów i czasami mogę przedłużyć troszeczkę swoją trasę, aby posłuchać dłużej. Przy okazji nie psujemy sobie wzroku i możemy się zrelaksować. To jest całkiem miła forma poznawania książek.

No i nie zapominajmy, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a spacery w tym pomagają.



Nawiązując trochę do mojego starego teksu o materializmie książkowym, to faktycznie gdybym miała sobie kupować pojedynczo każdego audiobooka, to bym tego nie robiła, nie słuchałabym. Jestem ogromną fanką storytel (akurat storytel, bo mam na nim konto) i cieszę się, że taka baza książek powstała, że są superprodukcje i podcasty. I abonament jest w przystępnej cenie. Patrząc na to, ile książek słucham miesięcznie, to mi się bardzo opłaca wykupować abonament.

Za ebooki odpowiedzialne jest u mnie legimi. Mam abonament od końca stycznia tego roku i jestem zadowolona. W każdą środę świeże tytuły wskakują do wirtualnej bazy książek i ciężko jest się im oprzeć. Niestety, u mnie lista książek do przeczytania na legimi rośnie z tygodnia na tydzień, aktualnie lista przekracza 70 pozycji. Szkoda tylko, że ich tak przy okazji nie da się przeczytać. Ja mam pakiet akurat z samymi ebookami, bo jest też z audiobookami, co też jest fajne, bo w jednej aplikacji można i czytać ebooki i słuchać audiobooków, a cenowo wygląda to świetnie.

Nadal do czytania ebooków mam ciężko się zabrać, bo wypierają je książki tradycyjne. Jednak kiedy już wciągnę się w czytanie na czytniku, to mogłabym tylko to robić, zwłaszcza, że dzięki (akurat) legimi mam dużą pulę do wyboru. Moja przygoda z tym serwisem rozpoczęła się w sumie od tego, że chciałam przeczytać konkretny tytuł, więc się zalogowałam i skorzystałam z darmowych dwóch tygodni, które przedłużyłam na rok. Przepadłam, co tu dużo mówić. Są jednak minusy mojego pakietu.

1. Ograniczona ilość ebooków na czytniku Kindle. Akurat mam taki czytnik i bardzo go lubię – czasami tylko myślę nad zakupem kolejnego, albo Inkbooka albo Pocketbooka, na których można mieć od razu aplikację legimi. Ale wracając do kontekstu tego podpunktu: w związku z tym, że w miesiącu mogę sobie tylko 7 książek przerzucić na czytnik, muszę za każdym razem się zastanawiać co dokładnie chcę. Muszę też pilnować tego, aby sobie nie zapomnieć wykorzystać 7 przerzuceń na miesiąc, bo one się nie przenoszą na miesiąc kolejny, a raz straciłam i wiem co to za ból. Wiem, że nie jestem w stanie przeczytać 7 ebooków w miesiąc, ale czasem lepiej mieć różne pozycje na czytniku, gdyby chciało się wziąć ze sobą lekką wagowo książkę ;) I to ostatnie to raczej zaleta aniżeli wada.

2. Również nie wszystkie książki są dostępne w wersji dla Kindle, co może czasami smucić podczas próby przerzucenia wybranego tytułu.

3. Łączy się z punktem pierwszym. W związku z tym, że zawsze przerzucam na czytnik wszystkie 7 interesujących mnie książek jednego dnia, to odebrane jest mi spontaniczne czytanie, kiedy pojawi się akurat jakaś nowość. Muszę sobie troszeczkę zaplanować, żeby a) na pewno przerzucić interesujący mnie tytuł na czytnik b) mieć w grafiku do czytania tę pozycję. Bo nieraz jest tak, że kiedy przychodzi czas przerzucenia lektur na Kindle, to już na dany tytuł nie mam ochoty, bo mam inny nastrój i szukam innych czytelniczych wrażeń. #trudneżycieksiążkoholika 

Podejrzewam, że nie takie było założenie legimi. Raczej chodzi o natychmiastowy wybór lektury i natychmiastowe rozpoczęcie nowej, książkowej przygody. Zatem szkoda, że akurat czytnik Kindle ma takie ograniczenia. Jednak inne, takie jak Pocketbook czy Inkbook już tak nie mają.

Tutaj dodam też, że można czytać na różnych urządzeniach: na czytniku, telefonie, tablecie czy komputerze. I już zdarzyło mi się czytać z legimi na komórce, ale tego bardzo nie lubię. Również komputer w moim przypadku odpada.



A zatem co z tradycyjnymi książkami? Czy one poszły już w zapomnienie? A może każda forma czytania jest tradycyjna, niezależnie od tego, czy jest to audiobook, ebook czy fizycznie ciężka cegła – najważniejsze jest to, aby była to książka z legalnego źródła? Bo w każdą tę formę ktoś włożył swoją pracę. Aubiobook został przez kogoś przeczytany, a ebook dostosowany do czytników. No i sama lektura nie traci na wartości, bo autor spędził swoje cenne godziny w stworzenie historii, którą chciał przekazać czytelnikowi.

Sama mogę Wam polecić te dwie platformy do czytania i słuchania książek, bo z nich korzystam od około dwóch lat i nie mam w planach ich porzucać.



* Podkreślę tylko, że nikt mi za ten dzisiejszy tekst nie zapłacił, jakby coś, jakby były jakieś wątpliwości ;)

Komentarze

  1. Ja uwielbiam Legimi i EmpikGo... Czytnika ebooków jeszcze nie mam, ale planuję kupić. Bardzo by mi się przydał np. w szpitalu, gdzie zabranie kilku książek jest problematyczne, bo nie ma na to miejsca. A na czytniku można mieć całą biblioteczkę.

    Audiobooki natomiast lubię na rowerze, spacerze z psem, czy podczas wykonywania domowych obowiązków, gdy ręce mam zajęte czymś innym. Ale gdy tylko mogę wybieram książkę papierową. To mój priorytet i numer jeden. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*

Zobacz również:

YOU | SERIAL A KSIĄŻKI

W ubiegłym roku na Netflixie pojawił się serial You , który wciągnął bardzo wiele osób w swoją historię. Ja go obejrzałam dopiero po przeczytaniu książki i był to jak dla mnie bardzo dobry krok. Nieświadomie odłożyłam oglądanie na później nieświadomie, że jest to serial na podstawie książki właśnie. Książkę przeczytałam, serial obejrzałam i chciałam Wam o tym napisać, chciałam porównać te dwie rzeczy. Ale odkładałam tekst i jakoś zwątpiłam w sens, aż tu nagle pojawił się drugi sezon. Słyszałam opinie, że jest lepszy od pierwszego, zaczęłam więc oglądać. Ale kiedy Ukryte ciała do mnie dotarły, porzuciłam Netflixa, aby jednak najpierw sprawdzić treść powyższego tytułu. I to również był dobry krok. Postanowiłam napisać troszkę o swoich odczuciach o serialu, trochę go porównuję do książek, bo jest to jednak ważne. Moje zdanie o Ty i Ukrytych ciałach  znajdziecie na blogu, zatem zachęcam do lektury. Już teraz mogę Wam powiedzieć, że jako zwykły oglądacz serialu jestem zawiedziona fak

KRAINA LODU (2013)

USA | ANIMACJA/FAMILIJNY/PRZYGODOWY | 2013 Dzisiaj sięgnę do Oskarowej półki. Jak wiadomo chyba wszystkim, animacja Kraina Lodu zdobyła dwa Oskary. I myślę, że jest godna uwagi i czasu jej poświęconego. Sama jak dotąd bajkę tę oglądałam trzy razy i bardzo ją polubiłam. Uważam, że historia jest przejmująca, poruszająca, a muzyka w niej zawarta dodaje tego wyjątkowego klimatu.

STANY OSTRE. JAK PSYCHIATRZY LECZĄ NASZE DZIECI | MARTA SZAREJKO

  O Stanach ostrych Marty Szarejko wspominałam przy okazji podsumowania roku 2021, jednak dopiero teraz, w kwietniu, postanawiam na temat tego tytułu nieco Wam napisać. Super, jestem z siebie bardzo dumna… Szarejko na początku nie chciała pisać o psychiatrii dziecięcej, dlatego, że w żaden sposób temat jej nie dotyczył. Okazało się jednak, że to, co uważała za minus, okazało się ogromnym plusem jej położenia, bowiem nie podchodziła do tematu tak samo emocjonalnie jak podchodziłaby matka. Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci to książka o poziomie szpitali psychiatrycznych w Polsce, o ich nierentowności i niewydajności. Jest źle, to jakże podnoszące na duchu przesłanie można wynieść z lektury. Autorka rozmawia z pracownikami i dyrektorami placówek w różnych częściach kraju, dowiaduje się wielu ciekawych, chociaż dołujących rzeczy, a tą wiedzą dzieli się z czytelnikami. Na pewno mnie przeraża to, że w szpitalach nie ma miejsc, że dzieci śpią na dostawkach do dostawek, pokątn