Czasami bywa tak, że kiedy
pierwszy raz słyszysz o jakimś filmie (albo książce!:), to jest
jeszcze za wcześnie, abyś się z nim zapoznał. Tak było ze mną i
Terminalem z Tomem Hanksem. Kiedy wchodził do kin, ja
kończyłam szkołę podstawową, jednak już wtedy dotarła do mnie
opinia, że jest to dobra produkcja. I wiecie co? Nie wiecie, ale
za moment Wam napiszę... Ta opinia ciągnęła się za mną do
niedawna, bo dopiero kilka tygodni temu obejrzeliśmy Terminal
z mężem.
Główny bohater, przylatuje do
Ameryki, jednak nie może wyjść poza teren lotniska. Podczas
długiego lotu do USA, w jego kraju doszło do zamachu stanu, w
rezultacie czego, jego wiza i paszport nie są ważne. Nie miał do
czego wrócić – jego kraj przestał chwilowo istnieć, więc
tymczasowym miejscem pobytu dla Viktora Navorskiego stało się
lotnisko.
Z człowieka, który praktycznie
nic nie rozumiał po angielsku, główny bohater na oczach widzów
przeobraża się w wielozadaniowego mężczyznę, który szybko się
uczy i dostosowuje do nowych warunków. A te warunki nie są zbyt
komfortowe, zwłaszcza kiedy szef ochrony lotniska chce się ciebie
za wszelką cenę pozbyć z obiektu.
Terminal
jest filmem, który w jakiś sposób mi się dłużył, ale nie w
negatywnym sensie. Jest to produkcja podzielona na kilka sektorów i
kiedy jeden się kończy, dopiero drugi tak naprawdę się zaczyna,
jest kilka wątków, ale nie przeplatają się one ze sobą zbyt
spójnie – jednak nie mogę powiedzieć, że to coś złego.
Najważniejszą rzeczą w filmie jest to, że Navorski ma ze sobą
puszkę po orzeszkach, w której coś ukrywa, coś dla niego ważnego.
Ten sekret długo jest skrywany przed widzami, co nie powinno nikogo
zaskakiwać.
Film
jest fajnie poprowadzony, jest zabawny, jednak nie brakuje w nim
smutnych i poważnych momentów. Bohater grany przez Toma Hanksa, na
lotnisku zderzył się nie z jedną ścianą, pokonał niejedną
przeszkodę i ostatecznie... zaskarbił sobie wiele serc, w tym serce
widza. Bo to taka postać, której nie da się nie lubić i wiele
emocji potrafi w odbiorcy wzbudzić. Od współczucia aż po
niepohamowaną sympatię.
Czy
warto było tak długo czekać z obejrzeniem tego filmu? Nie wiem.
Nie planowałam tego. Na pewno te naście
lat temu było dla mnie za wcześnie na taki film, a teraz
zrozumiałam go inaczej, może śmieszniej...
Kiedy
zobaczyliśmy, że jest dostępny na Netfliksie, po prostu
włączyliśmy z mężem play
bez większego zastanowienia. Ja chciałam obejrzeć, mąż
stwierdził, że okej, to
obejrzyjmy. I było
miło, bez zobowiązań i wielkiego główkowania podczas seansu.
Jeżeli
tak jak ja postanowiliście nadrobić swoje filmowe zaległości –
bardzo powoli, ale jednak! - i nie widzieliście Terminala,
to serdecznie Wam polecam. Na pewno będziecie dobrze się bawić
podczas seansu!
Nie miałam okazji zobaczyć tego filmu, teraz jest tyle czasu wolnego to może w końcu najwyższa pora go obejrzeć. Jeśli mogę wtrącić swoje pięć groszy, to ostatnio na Netflixie oglądałam serial "Kalifat", serdecznie polecam, nie obyło się bez emocji i łez.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że tylko ja nie oglądałam tego filmu, a okazuje się, że żyłam w błędzie ;) Przyjrzę się serialowi o którym wspominasz, dzięki ;)
UsuńOglądałam ten film bardzo dawno temu i raczej pamiętam go jako wzruszający niż śmieszny, bo bardziej krajało mi się serce, a mniej się przy nim śmiałam. Może powinnam obejrzeć go jeszcze raz, żeby zobaczyć jak odbieram go po latach ;)
OdpowiedzUsuńMnie też wzruszał film, jednak było dla mnie też dużo momentów do śmiechu ;)
Usuń