Nastał
moment w moim życiu, kiedy moja czytelnicza uwaga zboczyła ze
swoich typowych ścieżek i skierowała się w stronę historii dla
dzieci. Kompletowanie książek dla dziecka jest mega przyjemne,
jednak nie warto kupować wszystkiego jak leci. Chcąc czytać
Bąbelkowi do brzucha, zastanawialiśmy się z mężem, na jakich
lekturach nam zależy. Jednym z wyborów jest właśnie Madeline
w Paryżu, gdyż jako mała
dziewczynka byłam ogromną fanką tej bajki i teraz, w dorosłym już
życiu, chciałam poznać wersję książkową, o której istnieniu
dowiedziałam się niedawno.
Pierwsze
co nas zaskoczyło (mnie i męża), to fakt, że dwanaście małych
dziewczynek nie mieszka w sierocińcu, a byliśmy przekonani, że
duży stary dom prowadzony przez zakonnice właśnie nim jest. Było
to nasze wielkie zdziwienie, bo obydwoje tak zapamiętaliśmy bajkę
o Madeline. Błędnie.
Madeline w Paryżu
jest napisana wierszem i wbrew pozorom, ma bardzo mało tekstu. To
konkretne wydanie posiada świetne ilustracje, które zajmują
zazwyczaj 3/4 strony. Jest tutaj zabawa formą, narracją. Książka składa się z kilku historii o
dziewczynce, która lubi przygody i niejednokrotnie wpada w tarapaty.
Raz wpadła do wody i wylądowała w szpitalu, a innym razem
podróżowała z trupą cyrkową.No cóż, książka daje niemało wrażeń i nieraz zaskakuje nawet dorosłego czytelnika.
Całkiem
miło było mi powrócić do bajki z dzieciństwa, przeżyć te
historie jeszcze raz. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz będziemy z
córką czytać tę bajkęi wierszowane rozdziały zapadną nam w
pamięć. ;)
O, pamiętam, też oglądałam Madeleine w dzieciństwie! Z chęcią sięgnęłabym też po wersję książkową :). Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuń