Przejdź do głównej zawartości

PODSUMOWANIE WYZWANIA KOBIECEJ FOTO SZKOŁY I MOJE ZDJĘCIA

Cześć! 

Dzisiaj wyjątkowo w sobotę i wyjątkowo nie o książkach tudzież filmach. Dzisiaj będzie o zdjęciach, które publikowałam w ramach wyzwania Dominiki z Kobiecej Foto Szkoły. 

Zacznijmy jednak od tego, że Dominika ma super dar tłumaczenia ludziom jak zrobić ładne zdjęcia w warunkach domowych, zawsze doradzi i rozwieje wątpliwości. Kobieta złoto. A  jeżeli jej nie znacie (w co wątpię!), to szybko nadrabiajcie jej profil Kobieca Foto Szkoła na Instagramie i dołączcie do jej obserwatorów ;) 

Dominika jest założycielką super inicjatywy pod hasztagiem #instawtorek i każdy chętny, jak sama nazwa wskazuje - co wtorek - publikuje zdjęcie o określonej tematyce. Dwa razy w roku jest organizowana akcja, która trwa przez 5 dni i na każdy dzień jest podany wcześniej temat. Na email natomiast są wysyłane wskazówki i dobre rady jak wykonać dane zdjęcie, a także są organizowane lajwy, aby móc podzielić się swoimi wrażeniami z akcji. W tym roku jest to moje pierwsze wyzwanie zdjęciowe, we wtorkowych biorę udział sporadycznie, zależne jest to od tematu czy mojej weny twórczej. Tym razem się wzięłam w garść i postanowiłam sobie, że opublikuję pięć zdjęć. 

Dzisiaj owe pięć zdjęć publikuję również tutaj i podsumuję co się u mnie na koncie działo w tym czasie. Zaczynamy!



Pierwsze dwa zdjęcia odnoszą się do konta na Instagramie oraz do samego siebie. Trzeba się przedstawić, opisać o czym jest nasz Instagram, kim my jesteśmy i co chcemy zaoferować ludziom. Dla mnie nie było to łatwe zadanie, bo przestałam robić sobie ładne zdjęcia, ale się przełamałam i chyba dobrze mi to wszystko poszło. Przy okazji zaktualizowałam swoje zdjęcia na blogu i profilowe na Instagram, więc wyszło samo dobro. 

Wiedza jaką wyniosłam z tych dwóch dni jest taka, że warto publikować swoje zdjęcia na Instagramie, wtedy profil jest ciekawszy, bardziej osobisty i przykuwa większą uwagę. Zobaczymy czy u mnie podziała, bo mam opory przed publikowaniem zbyt wielu swoim zdjęć, choć nieraz moja sylwetka, nogi albo ręka na profilu się pojawiają. 

Środowy temat był z kategorii inspiracje, aby wskazać kogoś, kto nas inspiruje, albo polecić markę, która jest warta uwagi. U mnie na zdjęciu zastosowałam dwa w jednym, czyli zareklamowałam zarówno osobę jak i produkt, bo warto. A uważam, że Diana z Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi (łapcie też link do bloga) jest bardzo inspirującą osobą, którą warto znać w Internetowym świecie. 

Na czwartek zaplanowany był kolorystyczny temat, który ugryzłam trochę w inny sposób niż można by się spodziewać. Trzeba było pokazać swój ulubiony kolor lub kolory, aby całość była spójna. Sama sięgnęłam po zdjęcie swetrów i bluzy w trzech dla mnie ulubionych kolorach. I zrobiło się ciepło i trochę jesiennie. Nie wiem czy o to chodziło Dominice, ale taka wizja mnie nawiedziła nagle i musiałam właśnie takie zdjęcie zrobić. 

No i piątek. I temat znajdź swój styl. I zagwozdka, jak zrobić zdjęcie jabłka w swoim stylu? 

Skoro już czytacie tego posta i doszliście tak daleko, to pewnie interesuje Was, co daje udział w takiej akcji. Oczywiście oprócz świetnej zabawy i ogromu wiedzy i pozytywnej energii może dać nam większy zasięg, nowych obserwatorów oraz mnóstwo inspiracji i poznanie nowych, ciekawych dla nas kont. Jak widać, plusów jest i może być cała masa. 

Jak to było u mnie? 

Po pierwszym dniu byłam nastawiona entuzjastycznie. Nie ukrywam, że zależy mi na znajdowaniu nowych obserwatorów, bo moje konto zamiast zbierać nowe osoby - traci je regularnie. I trochę jest to dla mnie przykre. I w poniedziałek kilka nowych osób doszło do mnie, było kilka fajnych komentarzy i interakcji, a liczba serduszek była (minimum) o połowę większa niż przy standardowym dodawaniu zdjęcia. Innymi słowy - akcja miała sens i zdała swój egzamin. Przy czym ogólnie w instawtorek zdarza się, że moje zdjęcia są bardziej lubiane niż zazwyczaj. 

We wtorek, pomimo wszelkich zapewnień, że wtedy przy temacie selfie zawsze jest ogień w serduszkach, podziała się pewna pustka. Niczym mnie nie zaskoczyła ilość polubień, a ilość obserwujących nie wzrosła. Okej, ognia w serduszkach nie było, ale już byłam zadowolona z interakcji w komentarzach ;)

Środa. Zdjęcie jakie zrobiłam na środę, bardzo mi się podobało, zwłaszcza że udało mi się zaangażować w nie córkę, której raczej nie pokazuję w sieci na zdjęciach na profilu. I tutaj dobiłam ledwo do 100 polubień, chociaż wiem, że ten dzień również zrobił szał na innych kontach. Trudno.

W czwartek nie spodziewałam się żadnego szału, a jednak serduszek było ponad 120, z czego jestem zadowolona. Nie spodziewałam się szału, bo pomimo tego, że zdjęcie mi się podobało i jakaś jego wersja jeszcze na profilu się znajdzie, to nie uważałam, aby się czymś szczególnym wyróżniało. 

W piątek również się mile zaskoczyłam odzewem serduszkowym, bo również ich było ponad 100, a tak naprawdę zdjęcie było dla mnie... średnie. 


Żeby nie było, że narzekam. Nie narzekam, naprawę, tylko mówię jak jest. Sama jeśli chodzi o zasięgi nie skorzystałam na wyzwaniu. Jednak nie żałuję, że wzięłam w nim udział, bo była to super zabawa i sprawdzenie siebie. Fajnie jest mieć narzucony temat i kombinować, żeby zdjęcie było w nim stuprocentowo nasze. Efekt końcowy wszystkich zdjęć mi się podoba, chociaż akurat to piąte jest najsłabsze jak dla mnie, ale ilość polubień tego nie zdradza - jest dobrze. 

Jeżeli miałabym tylko patrzeć na akcję pod kontem nowych obserwatorów czy zasięgu, to u mnie praktycznie nic się nie zmieniło, na liczniku mam +4 obserwatorów, czy przyszli ze względu na wyzwanie, nie jestem na 100% pewna. 

Czy będę brała udział w kolejnych edycjach wyzwania Kobiecej Foto Szkoły? Jasne, że tak! I szczerze, już się nie mogę doczekać marca, żeby poznać tematy i pobawić się kadrami. ;) 

Jeżeli jeszcze nie śledzicie mojego konta na Instagramie, to zachęcam Was do nadrobienia tego ;) Jest tam książkowo i całkiem zwyczajnie. Staram się, aby było estetycznie i po mojemu ;) Publikuję na nim zdjęcia aktualnie czytanych książek a także fragmenty opinii z bloga. Zapraszam w swoje skromne progi. 

Komentarze

Zobacz również:

YOU | SERIAL A KSIĄŻKI

W ubiegłym roku na Netflixie pojawił się serial You , który wciągnął bardzo wiele osób w swoją historię. Ja go obejrzałam dopiero po przeczytaniu książki i był to jak dla mnie bardzo dobry krok. Nieświadomie odłożyłam oglądanie na później nieświadomie, że jest to serial na podstawie książki właśnie. Książkę przeczytałam, serial obejrzałam i chciałam Wam o tym napisać, chciałam porównać te dwie rzeczy. Ale odkładałam tekst i jakoś zwątpiłam w sens, aż tu nagle pojawił się drugi sezon. Słyszałam opinie, że jest lepszy od pierwszego, zaczęłam więc oglądać. Ale kiedy Ukryte ciała do mnie dotarły, porzuciłam Netflixa, aby jednak najpierw sprawdzić treść powyższego tytułu. I to również był dobry krok. Postanowiłam napisać troszkę o swoich odczuciach o serialu, trochę go porównuję do książek, bo jest to jednak ważne. Moje zdanie o Ty i Ukrytych ciałach  znajdziecie na blogu, zatem zachęcam do lektury. Już teraz mogę Wam powiedzieć, że jako zwykły oglądacz serialu jestem zawiedziona fak

KRAINA LODU (2013)

USA | ANIMACJA/FAMILIJNY/PRZYGODOWY | 2013 Dzisiaj sięgnę do Oskarowej półki. Jak wiadomo chyba wszystkim, animacja Kraina Lodu zdobyła dwa Oskary. I myślę, że jest godna uwagi i czasu jej poświęconego. Sama jak dotąd bajkę tę oglądałam trzy razy i bardzo ją polubiłam. Uważam, że historia jest przejmująca, poruszająca, a muzyka w niej zawarta dodaje tego wyjątkowego klimatu.

STANY OSTRE. JAK PSYCHIATRZY LECZĄ NASZE DZIECI | MARTA SZAREJKO

  O Stanach ostrych Marty Szarejko wspominałam przy okazji podsumowania roku 2021, jednak dopiero teraz, w kwietniu, postanawiam na temat tego tytułu nieco Wam napisać. Super, jestem z siebie bardzo dumna… Szarejko na początku nie chciała pisać o psychiatrii dziecięcej, dlatego, że w żaden sposób temat jej nie dotyczył. Okazało się jednak, że to, co uważała za minus, okazało się ogromnym plusem jej położenia, bowiem nie podchodziła do tematu tak samo emocjonalnie jak podchodziłaby matka. Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci to książka o poziomie szpitali psychiatrycznych w Polsce, o ich nierentowności i niewydajności. Jest źle, to jakże podnoszące na duchu przesłanie można wynieść z lektury. Autorka rozmawia z pracownikami i dyrektorami placówek w różnych częściach kraju, dowiaduje się wielu ciekawych, chociaż dołujących rzeczy, a tą wiedzą dzieli się z czytelnikami. Na pewno mnie przeraża to, że w szpitalach nie ma miejsc, że dzieci śpią na dostawkach do dostawek, pokątn