Jeżeli nastawiacie się za każdym razem na ciarki na plecach i strachy pod łóżkiem w prozie Kinga, to tym razem tego za bardzo nie doświadczycie. Jest krew jest bardzo ciekawym zbiorem opowiadań, jednak według mnie nie było w nim w ogóle grozy, która sprawiłaby, że czułabym niepokój, albo nie chciałabym czytać czegoś, bo za bardzo się wczułam w straszną historię i muszę odpocząć. Nie, tak nie było. Ale było bardzo intrygująco, bo uważam, że King napisał opowiadania dające do myślenia i pokazujące inny, ciekawy punkt widzenia.
Jest w tych czterech historiach trochę o technologii i o tym, że nikt się nie spodziewał, że może ona tak bardzo nami zawładnąć, jest o procesie twórczym i tym, ile za oczekiwany wynik jesteśmy w stanie poświęcić. Jest również o świecie, który ma się ku końcowi. Najdłuższe opowiadanie jest nowelką Outsidera, w której występuje Holly Gibney znana już z wspomnianego Outsidera a także Pana Mercedesa.
Stephen King nie straszy w tym zbiorze, to prawda, ale to nie znaczy, że coś jest nie tak z treścią. Zasiewają te opowiadania u czytelnika ziarnko, które kiełkuje gdzieś w głowie i każe myśleć o wielu zastanawiających kwestiach jak kończący się świat, nasza rola w świecie, wpływ technologii na nasze życie i wiele innych. Każde z opowiadań jest na swój sposób wyjątkowe, a przede wszystkim, porusza inny temat. Podobało mi się opowiadanie Szczur, które jest o mężczyźnie, który mniej lub bardziej świadomie był w stanie wiele poświęcić, aby ukończyć książkę. Wcześniej miał kilka prób, z których ostatnia zakończyła się tragicznie, więc tym razem wziął się porządnie za pisanie. Opowiadanie z Holly Gibney Jest krew, są czołówki jest bardzo dobre, jest też najdłuższe i najbardziej czytelnik może się wczuć w klimat. I powiem Wam, że tak samo jak autor, polubiłam tę postać i z chęcią przeczytałabym jeszcze jakąś historię z udziałem Gibney. Dodatkowo idealnie się złożyło, gdyż Jest krew, są czołówki ma lekko świąteczny klimat, w sam raz na zaczytywanie się w grudniu. Telefon pana Harrigana było ciekawym opowiadaniem, w którym przy okazji poruszona zostaje kwestia tego jak nie spodziewaliśmy się, że technologia będzie miała dla nas takie znaczenie. A przede wszystkim jest to historia o stróżu, ale niekoniecznie o aniele stróżu, bo za swoje złe postępki będzie trzeba jednak zapłacić. Życie Chucka jest natomiast zaskakującą historią o psującym się świecie, jednak to jest opowieść, która jest przytaczana w trzech aktach, a zaczyna się od aktu trzeciego. I początek całości okazał się zupełnie inny niż można by było przypuszczać.
„...kiedy umiera człowiek, mężczyzna czy kobieta, w gruzy wali się cały świat, świat, który dana osoba znała, w który wierzyła. (…) miliardy ludzi na Ziemi i każdy z nich nosi w sobie świat. Ziemię wykreowaną przez ich umysły.”
Całość oceniam całkiem dobrze, ja się nie zawiodłam, bo nie oczekiwałam od tego zbioru dreszczy grozy. Nie mam też za sobą zbyt wielu książek Kinga, więc też nie znam go aż tak dobrze od tej mrocznej strony kreowania swoich historii. Jeżeli lubicie Kinga właśnie przez jego horror, to jest pewne prawdopodobieństwo, że nie znajdziecie za dużo dla siebie w tym zbiorze opowiadań. Jeżeli lubicie też tego lżejszego Kinga, który lubi zaskakiwać w inny sposób niż potworami wyskakującymi spod łóżka czy szafy, to powinniście być zadowoleni z lektury ;) Ja byłam.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*