Ostatnio pisałam na blogu o
książce Smętarz dla zwierzaków oraz o jej ekranizacji z 1989 roku, przy której pracował sam autor, czyli Stephen King.
Dzisiaj nadeszła pora skonfrontowania się z adaptacją książki z
tego roku, a raczej przedstawienia Wam swojej opinii o niej.
Specjalnie piszę adaptacja a nie
ekranizacja, bo są to dwie różne rzeczy. O ile wersja filmu z
końca lat 80. XX wieku, to faktycznie ekranizacja, o tyle aktualna
wersja nią nie jest. Po obejrzeniu Smętarza dla zwierzaków
przeczytałam kilka komentarzy na forum i ludzie byli zbulwersowani
przede wszystkim jeśli chodzi o zakończenie, a także zastanawiali
się, dlaczego postanowiono podmienić dzieci.
Sama po około dwudziestu
minutach filmu uznałam, że nie warto się denerwować, bo z książką
ma tyle wspólnego co tytuł i zarys fabuły. Reszta to już kwestia
fantazji twórców. Dlatego też zmiana dziecka, które umiera nie
było dla mnie niczym dziwnym a tym bardziej bulwersującym. Nawet mi
się ta wizja podobała, bo … w filmie ciekawie była przedstawiona
relacja ojciec-córka. A zakończenie... było dla mnie też całkiem
intrygującym zabiegiem. Jednak to wszystko nie znaczy, że mi się
całość podobała i nie mam jej nic do zarzucenia.
Ale do rzeczy, bo pewnie nie
każdy wie jaka jest fabuła książki Smętarz dla zwierzaków.
Dlatego teraz będzie krótko o filmie.
Pięcioosobowa rodzina Creedów
(mama, tata, córka, syn i kot) przeprowadza się do Ludlow, gdzie
mają nadzieję odpocząć od zgiełku miasta, a także skupić się
na sobie, a nie tylko na pracy. Elle, ich córka, zaciekawiona
ścieżką za domem, podąża jej trasą i znajduje smętarz dla
zwierzaków, a przy okazji poznaje sąsiada, Juda. Jest to jej
pierwsze zetknięcie ze śmiercią, jest ona w ich domu niemal tabu,
gdyż jej mama w młodości przeżyła traumatyczne chwile i nie chce
straszyć córki tematem śmierci. Jednak Rachel nie może nawet
przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości coś złego przytrafi
się jej najbliższym i przy okazji jej samej.
Kiedy czytałam książkę oczyma
wyobraźni widziałam już to, co autorzy mogliby stworzyć z
postacią siostry Rachel, czułam ten klimat i mrok. O ile w
pierwszej ekranizacji praktycznie temat ten został pominięty, o
tyle tutaj już nieco się zadziało i jedna scena faktycznie mnie
przestraszyła. Oczywiście można było zrobić to wszystko
subtelniej, gdyż taka jest właśnie książka, z lekkim mrokiem, z
bardziej psychologicznym podejściem do horroru.
Zdecydowanie smutne jest to, że
Smętarz dla zwierzaków został zrealizowany w sztampowy, w
typowy dla aktualnego kina sposób, gdzie najważniejsze jest
przestraszenie widza przez wyciągnięcie potwora z szafy. Szkoda, bo
mogłoby być ciekawie, gdyż film ma swoje mocniejsze momenty.
Uważam, że oby dwa filmy nie są
należytą ekranizacją czy adaptacją książki, ale widocznie nie
każda książka może zostać zekranizowana. W oby dwóch wersjach
brakowało mi klimatu z powieści, a przede wszystkim, brakowało mi
dobrego przedstawienia Juda. W 1989 jest to postać, która ma jakieś
zaburzenia psychiczne, a w 2019 w początkowych scenach zachowuje się
jak wróg. A przecież był to poczciwy człowiek, z którym warto
się było zaprzyjaźnić.
Nie odradzam Wam oglądania
Smętarza dla zwierzaków, tylko zachęcam do popatrzenia na
tę historię z przymrużeniem oka, aby nie nastawiać się na typową
ekranizację. To tylko zaczerpnięty pomysł na fabułę, z ładnymi
zdjęciami i specyficznym klimatem. Oglądajcie, jeżeli lubicie
horrory, ale nie oczekujcie wielkich fajerwerków.
Komentarze
Publikowanie komentarza
Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji. ;)
Zachęcam do dyskusji na temat powyższego tekstu! *.*