Po
długiej przerwie sięgnęłam po twórczość Jodi Picoult, po jej
poruszające serca i kontrowersyjne jednocześnie tematy Małe
wielkie rzeczy, to był dla mnie powrót do korzeni,
przypomniałam sobie jak bardzo lubię to, co pisze autorka i jak
bardzo na mnie to wszystko działa.
Picoult
lubi szokować, dotykać rzeczy, których nie chcą się chwytać
inni. Jej powieści w części rozgrywają się na sali sądowej, nie
inaczej jest tym razem, chociaż odczułam pewien powiew świeżości,
jakby ta forma się nieco zmieniła, zelżała. O książkach tej
pisarki można dyskutować bardzo długo, daje ona możliwości
podjęcia samodzielnych decyzji. To, jaką decyzję podejmą ławnicy,
to tylko sugestia, to czytelnik ma ostatnie słowo.
Ruth
jest czarnoskórą położną, która na swoją pozycję musiała
ciężko pracować, jest jedyną Afroamerykanką wśród pielęgniarek
i często w życiu, nie tylko zawodowym, musi udowadniać, że jest
coś warta, że jest wyedukowaną kobietą. Pomimo dwudziestu lat
przepracowanych na oddziale, pierwszy raz zostaje odsunięta od
pacjenta ze względu na swój kolor skóry. Turk i Brit są
neonazistami i nie pozwalają na kontakty z czarnoskórymi ludźmi.
Pech tak chciał, że pomimo zakazu zbliżania się do ich synka,
Davisa, Ruth zostaje z nim sama, a noworodek przestaje oddychać. Czy
może reanimować chłopca? A może powinna poczekać na pomoc?
Sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana w momencie, kiedy
dziecko umiera na oczach rodziców, z rękoma czarnej położnej na
klatce piersiowej.
Kennedy,
adwokat, która decyduje się na reprezentowanie głównej bohaterki,
musi dowiedzieć się, jak to jest być Afroamerykanką w USA, czy
brzemię koloru skóry jest ciężkie, a może kwestie rasizmu można
w tej sprawie pominąć? Najważniejsze jest przecież to, że
chłopiec nie żyje, że nastąpiło zaniedbanie (albo nie), że
zdrowy, silny noworodek po kilku dniach umiera. Najważniejsza
jest prawda.
Całą
historię czytelnik obserwuje z trzech punktów widzenia. Ruth,
samotnie wychowująca nastoletniego syna, kobieta borykająca się z
trudami bycia czarnym w Ameryce, z wiecznym patrzeniem jej na ręce.
Jest Kennedy, szczęśliwa żona i matka, adwokat z urzędu, która
poczuła misję i zapragnęła bronić Ruth. No i Turk,
kontrowersyjna postać, neonazista, który jednocześnie odstrasza od
siebie jak i wzbudza delikatną sympatię. Radzi sobie jak może w
obliczu straty, chce, aby wina została zapłacona, chce uratować
swoją rodzinę, broni własnych poglądów i wierzy w wyższość
białej rasy.
Małe
wielkie rzeczy, to książka
trudna, wzbudzająca wiele sprzecznych emocji, zastanawiająca i
dająca do myślenia. Pokazuje ona problem rasizmu w Ameryce, ale
pewnie i na całym świecie. Przyznam się Wam szczerze, że nie
zdawałam sobie sprawy, że w tych czasach, w XXI wieku nienawiść
do innego koloru skóry
może być tak powszechna i rozwinięta. Niby jest to fikcja
literacka, ale autorkę zainspirowała prawdziwa sytuacja, która
miała miejsce w USA.
Całość
napisana jest zgrabnie, tematy rasizmu i śmierci noworodka, jakich
podjęła się Picoult są po prostu trudne, jednak autorce udało
się przedstawić je w przystępny sposób. Omówiła najważniejsze
kwestie, rzeczy medyczne wyjaśniła, a w te rasistowskie wątki
realistycznie się wczuła. Oczywiście pisarka nie byłaby sobą,
gdyby czymś nie wprawiła w zdumienie czytelnika, i w tej powieści
nie zabrakło zaskakującego elementu, którego się w żaden sposób
nie spodziewałam.
Każde
postrzeganie świata ma swoją przyczynę i wiele rzeczy wpływa na
to, jacy jesteśmy, jakich zasad się trzymamy. Życie Turka skręciło
w stronę rasizmu, Ruth chciała być szanowana, a Kennedy starała
się pogodzić dwa, a nawet trzy punkty widzenia. Jodi Picoult
natomiast napisała wartościową powieść, którą warto polecać,
aby więcej czytelników poznało ten tytuł i zastanowiło się, jak
to u nich z tą równością międzyludzką jest. Małe
wielkie rzeczy, to dobra
historia, która swój początek ma w prawdziwym życiu, a to wcale
dobrze nie świadczy o społeczeństwie i tym, do czego świat
zmierza, albo się cofa, bo przecież nie chcielibyśmy mieć
powtórki z historii, prawda?
Piękna powieść. Według mnie autorka jest niezastąpiona w pisaniu prawdziwych historii :)
OdpowiedzUsuńMam zaległości w czytaniu powieści tej autorki, ale właśnie sobie przypomniałam, za co ją pokochałam. Dobra książka ;)
Usuń