Tysiąc
pięter,
to książka, która bardzo mocno mnie zaintrygowała. Byłam ciekawa
o co chodzi w mieszkaniu w wieżowcu o wysokości około czterech
kilometrów. I się dowiedziałam, a to wszystko dzięki piątce
głównych bohaterów, Avery, Ledzie, Eris, Rylin i Wattowi.
Każde
z nich reprezentuje inną grupę społeczną, inne wartości życiowe
i cele. To, co łączy ich wszystkich, to sieć kłamstw i tajemnic
skrywanych przed światem i bliskimi. Jedni cierpią z powodu
zakazanej miłości, drudzy ukrywają upadek swojej rodziny, a
jeszcze inni ledwo wiążą koniec z końcem, przez co zmuszani są
do podejmowania trudnych, niekoniecznie zgodnych z prawem, decyzji.
Katharine
McGee, autorka powieści, skonstruowała bardzo specyficzny świat,
gdzie nowoczesność miesza się z tradycjami, gdzie pieniądze i
status społeczny mają ogromne znaczenie. Bo
im wyżej mieszkasz, tym więcej znaczysz, i tym niżej możesz
upaść. Zamiast
telefonów komórkowych, bohaterowie korzystają ze szkieł
kontaktowych, a samochody to przeżytek. Tak właśnie wygląda wizja
świata za sto lat, gdzie wszystko, co człowiekowi będzie
potrzebne, będzie w tysiącpiętrowej Wieży.
Książka
Tysiąc pięter nie zrobiła
na mnie tak dużego wrażenia, jak się tego spodziewałam. Okazała
się po prostu... w porządku. Byłam bardzo zaciekawiona wizją
autorki, tym jak zorganizowane zostało życie w Wieży. Całość
jest dobrze, lekko napisana, a z losami bohaterów nietrudno jest się
utożsamić. No i najważniejsze, na początku lektury ktoś spada z
ponad trzech tysięcy metrów. Pytanie brzmi, kto i dlaczego?
Szczerze
powiedziawszy, jestem ciekawa tego, co Katharine McGee przygotowała
dla czytelników w kolejnej części serii, gdyż zakończenie tego
tomu, zaskoczyło mnie pozytywnie. Jedno jest pewne, będzie się
działo i będzie jeszcze więcej tajemnic i intryg.
Koleżanka nie była zachwycona tą książką, więc teraz sama nie wiem co myśleć😊
OdpowiedzUsuńPo tylu zapowiedziach po prostu trzeba tę ksiażkę poznać :)
OdpowiedzUsuń