Seria Ostatnia spowiedź Niny Reichter była w moich planach od dłuższego czasu. Jak tylko dowiedziałam się, że jest to fanfiction o Tokio Hotel - musiałam te książki przeczytać. Oczywiście, jak to ze mną bywa - zwlekałam z tym, aż tu nagle z niemal świątecznym prezentem odezwała się do mnie Pani z Wydawnictwa Novae Res z propozycją przeczytania pierwszego tomu. Zgodziłam się, książka dotarła i pożarłam ją w zastraszającym tempie. Wchłonęłam, połknęłam, zdenerwowałam się na końcu i... musiałam poznać dalsze losy głównej bohaterki. Dwa kolejne tomy trylogii kupiłam od razu i tak samo szybko przeczytałam jak ich poprzedniczkę.
Nie sądziłam, że jeszcze w tym roku rozpocznę i skończę trylogię. Jest to moje ogromne zaskoczenie, oczywiście pozytywne. Cieszę się bardzo, że seria już za mną, że swój apetyt na Ostatnią spowiedź zaspokoiłam. Jakie są moje wrażenia z lektury? Dowiecie się z dalszej części posta.
Ally Hannigan, główna bohaterka jest poniekąd dziewczyną po przejściach. Pomimo swojego młodego wieku (kiedy ją poznajemy ma 19 lat), ma za sobą trudny związek, kilka przeprowadzek, a co najważniejsze, aktualnie tkwi w bardzo niesatysfakcjonującym związku bez uczuć. Straszne, prawda? Jak twierdzą jej rodzice, to ostatnie jest dla jej dobra, w imię jej przyszłości. Ale czy na pewno?
Bradin Rothfeld, to lider znanego zespołu Bitter Grace. Pewnego dnia na lotnisku poznaje dziewczynę, z którą nawiązuje bliską relację, w momencie się zaprzyjaźniają i rozmawiają bardzo szczerze. No prawie szczerze, gdyż chłopak nie ujawnia Allyson, że jest piosenkarzem w BG. Ally nie zna tego zespołu, co cieszy Bradina. Jest to odpoczynek od bycia popularnym i kochającym przez rzesze fanek. :)
Jak można się spodziewać, serce jest silniejsze tym razem niż rozum i uczucia tych dwojga muszą przetrwać i ujrzeć światło dzienne. Nie zabrakło w całej trylogii scen z cyklu rozstania i powroty, ale takie jest chyba życie gwiazd - wcale nie usłane różami.
Na kanale Herbatka z książką możecie zobaczyć recenzję pierwszego tomu Ostatniej spowiedzi ;) |
Styl pisania autorki jest lekki i przyjemny. W tym tomie nie było niczego, co raziłoby mnie w oczy. Sama historia jest ciekawa i przemyślana, widać, że Nina Reichter różne rzeczy planuje na przyszłość, innymi słowy, wszystko jest klarowne i logiczne. Bohaterowie są bardzo ciekawie wykreowani, szeroko opisani, każda postać wykazuje inne cechy, które są mocno zarysowane. Lubię, kiedy bohaterowie są konkretni. Ally, to małe przeciwieństwa. Z jednej strony jest delikatna i trzeba się nią opiekować, a z drugiej jednak pokazuje swoją silną naturę, to, że troszkę w życiu przeszła i jest zdolna do wielu rzeczy. Podobała mi się relacja wszystkich członków zespołu, ich przyjaźń, zaangażowanie i wspieranie siebie nawzajem. Najciekawsza okazała się więź między braćmi Bradem i Tomem, którzy pomimo tego, że dzielą ich dwa lata różnicy, łączy ich niemal bliźniacze porozumienie.
Wielką zaletą trylogii jest narracja trzecioosobowa, która zgrabnie przeskakuje z jednego bohatera na drugiego, dzięki czemu czytelnik widzi wydarzenia z różnych punktów widzenia i może wczuć się w wiele postaci, w ich emocje. Czasem do głosu dochodzą bohaterowie epizodyczni, co też jest niemałym plusem książek pani Reichter.
Zakończenie tomu pierwszego jest bardzo zaskakujące i emocjonujące, zmuszające do natychmiastowego rozpoczęcia kolejnej części serii. Zdecydowanie muszę stwierdzić, że Ostatnia spowiedź. Tom I jest najlepszą częścią trylogii, choć to dopiero w tomach kolejnych dzieje się najwięcej.
O tomach drugim i trzecim opowiem za jednym zamachem, bo tak będzie mi łatwiej i przy okazji nie zdradzę Wam zbyt wiele. Jednocześnie chciałabym uprzedzić osoby, które mają całą trylogię dopiero w planach czytelniczych, iż pojawić się mogą w tej części pewne spojlery. Czytacie na własną odpowiedzialność :)
Brade sądzi, że Ally go oszukała, że bawi się z nim w kotka i myszkę, zwodzi, i w rzeczywistości spotyka się z jego bratem Tomem. Na dodatek, Czarny walczy o życie po postrzeleniu na koncercie przez fankę. Na szczęście chłopak wychodzi cało, a do wyjaśnienia zostaje druga kwestia - wierność bądź chęć Ally do związku z Bradinem.
To, co charakteryzuje tom drugi trylogii, to melodramatyczność i słodkość zarazem. Z jednej strony bohaterowie czepiają się błahych rzeczy, odchodzą bez wyjaśnienia. Z drugiej jednak, kiedy już są razem, to kochają się do tego stopnia, że można rzygać tęczą (przepraszam za wyrażenie, ale inaczej ująć tego nie mogłam). Trochę zbyt lukrowato się zrobiło, zwłaszcza w części drugiej i nieco mnie to wkurzało. W ostatecznym rozrachunku jest to do przeżycia.
O ile w tomie pierwszym na drodze szczęścia Bradina stała zazdrosna fanka, o tyle w dwóch kolejnych mamy gwiazdę, byłą dziewczynę Czarnego, która chce mieć go na własność. Przed Ally i Bradem wiele przeciwieństw losu, zwłaszcza, że książka zmienia się poniekąd w trójkąt miłosny.
Styl autorki w oby dwóch tomach jest tak samo dobry jak w części pierwszej. Historie czyta się łatwo i przyjemnie, całość jest dopracowana. Jedyną rzeczą, która mnie bardzo drażniła w sposobie pisania, to zdrobnienia. Myślałam, że dostanę szału, kiedy czytałam usteczka, piąstki, rączki, minka. Co dziwniejsze, w/w wyrazy stosowane były jedynie w przypadku Ally, co wkurzało mnie bardzo, gdyż nie jest to mała dziewczynka, tylko dorosła kobieta! Grrr...
Samo zakończenie trylogii jest problematycznie. Niby jest okej, niby wszystko dobrze się skończyło, jednak coś nie pasuje, jednak czegoś brakuje. Nie chcę mówić, że napisałabym to lepiej, jednak sama ujęłabym to inaczej. Mogło skończyć się w inny sposób i byłoby wszystko dobrze. Jakby autorka chciała wszystko na koniec skomplikować, utrudnić i sobie i czytelnikom, a przede wszystkim samej historii.
Seria ma swoje mocne i nieco słabsze strony, jednak ogólnie odbieram ją bardzo pozytywnie. Podobała mi się opowieść wymyślona przez Ninę Reichter, jej ukazanie głównej bohaterki i problemy jakie ukazała w książkach. Osobiście polecam Wam Ostatnią spowiedź, bo jest to całkiem ciekawie napisana trylogia. Jest ona przede wszystkim o miłości, ale inne, trudniejsze tematy również czytelnik w niej znajdzie.
Nie mogło być tak kolorowo w tej serii, o nie. Wystąpiły w niej pewne rzeczy, które mi przeszkadzały, albo po prostu są błędami.
Czas
Raz autorka podkreślała w książce, że minęły dwa tygodnie/miesiące a raz nie. Raz było mi to obojętne, a innym razem wręcz odwrotnie, gdyż czas nieraz stanowił kluczową kwestię. Myślę, że pani Reichter pogubiła się troszkę w biegu wydarzeń swojej historii. Mam mały przykład, albo dwa.
Przykład numer 1
Tom III Kiedy Ally i Adrien siedzą w parku jest maj. Autorka podała konkretną datę, gdyż główna bohaterka wspomina swoje spotkanie z Bradem, które miało miejsce 7 maja na lotnisku i mówi, że przez rok tak wiele się zmieniło w jej życiu. Dodatkowo, jest to scena występująca już po poronieniu Ally, po wszystkich ustawianych zdjęciach itp.
Jednak Bradin na ręce wyrył sobie datę 24.06.09 jako datę poronienia Ally. Chyba jednak coś tutaj nie pasuje.
Przykład numer 2
Akcja toczy się w różnym tempie. Raz jest wolniejsza, raz nieco szybciej dni, tygodnie czy miesiące mijają. Bardzo się zdziwiłam, kiedy na końcu ostatniej części Tom powiedział, że ma 26 lat. Od razu włączyła mi się czerwona lampka i zaczęłam wszystko analizować od początku serii do samego końca.
Otóż, jest jasno powiedziane, że Tom jest dwa lata starszy od Bradina. Skoro Bradin na początku miał 19/20 lat, to Tom musiał mieć jakieś 21/22. Prawda?
Liczymy zatem lata :)
Rok - do odejścia Ally
7 miesięcy - po tym czasie Ally spotyka Toma na stacji benzynowej
3 miesiące - Ally jest z Bradinem. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło między spotkaniem z Tomem a powrotem Ally do Bradina.
8 miesięcy - Tom śpiewa Ally piosenkę Bradina/ Ally chce popełnić samobójstwo
4 lata później - tak kończy się trylogia
Z moich obliczeń wychodzi, że cała akcja książek toczy się w przeciągu siedmiu lat. Innymi słowy, Tom nie mógł na końcu mieć 26 lat, tylko 28 bądź 29 lat. Chyba że się mylę, to mnie poprawcie ;) Może i się troszkę czepiam, jednak czas, a raczej pomyłki w nim, są czyms, co szybko rzuca mi się w oczy. Tak jest i już.
I to tyle jeżeli chodzi o tę recenzję. Mogłabym jeszcze kilka kwestii poruszyć, ale nie chciałabym czegoś niechcący zdradzić. Dawno tak się nie rozpisałam na temat książki. Tym razem jest mi to wybaczone (mam nadzieję!), bo pisałam aż o trzech tytułach na raz ;)
Pierwszy tom tej książki zdecydowanie zniechęcił mnie do poznawania reszty trylogii i raczej tego już nie nadrobię.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze tej trylogii, ale po Twojej opinii na pewno po nią sięgnę, chociaż nie przepadałam za Tokio Hotel ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że nie powinnam się reklamować, ale dzisiaj założyłam mojego bloga i jeśli masz chwilę, to zapraszam do odwiedzenia go. (http://bookwormsbookself.blogspot.com/)
Pozdrawiam, wierna fanka Twoich filmików, a teraz również postów :)
Nie znam tej serii, ale tak jak Ty mam na nią wielką ochotę :D
OdpowiedzUsuńWrócę do tego wpisu kiedy przeczytam całą trylogię :D :*
OdpowiedzUsuń